Mam 23 lata. Może jestem zbyt młoda, aby zrozumieć traumę wojny i walkę z PRL-em, ale coraz częściej mam wrażenie, że polska debata publiczna utraciła kontakt z rzeczywistością dawno temu. Gdy włączam telewizor lub otwieram gazetę, przecieram oczy ze zdumienia. Odkąd pamiętam, przedmiotem debaty publicznej są prawie wyłącznie religia i historia, niemal zupełnie pomija się zaś tak mało frapujące kwestie jak budżet, edukacja czy polityka imigracyjna. Świętem jest, gdy ktoś zacytuje rzeczowo wskaźniki gospodarcze. Badań naukowych nie cytuje chyba nikt.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp