Prysł czar par
ZIELONA GÓRA. Kto dostanie nagrody? O tym, czy deklaracja o podziale nagród wygłoszona w mediach przez zwycięzców teleturnieju "Czar par" jest ważna, rozstrzygną sędziowie. W tym miesiącu pozew przeciwko Kornalewiczom trafił do Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Gra toczy się o apartament w Łodzi za 1,5 mld starych zł, seata toledo i euromeble - warte 800 mln starych zł. W styczniu zwycięzcami finału "Czaru par" zostali Mirosława i Zbigniew Kornalewiczowie z podzielonogórskiej Łężycy oraz Renata i Dariusz Maronowie z podkrakowskiego Zabierzowa. - Mimo że jesteśmy oficjalnymi zwycięzcami, pierwsze miejsce zajęliśmy wspólnie z Renatą i Dariuszem - mówili Kornalewiczowie po dogrywce. Po trzech miesiącach okazało się jednak, że pieniądze są zbyt duże nawet jak na tak wielką przyjaźń. - Niedługo po przyjeździe z Warszawy wiedzieliśmy, że będą problemy - wspomina Renata Marona. - Ale z ogłoszeniem tej sprawy wstrzymywaliśmy się dwa miesiące. Maronowie twierdzą, że Kornalewiczowie nie odbierali ich telefonów. Nic nie dały również rozmowy w cztery oczy. Jak twierdzą Maronowie, pod koniec lutego obiecano im seata i euromeble. Kiedy jednak przyjechali po te nagrody do Łężycy, Kornalewiczowie wycofali się z obietnicy. - Powiedzieli, że zrywają umowę. Zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, jak sprawę rozstrzygnie sąd - mówi Maronowa. W zeszłym tygodniu do Wydziału Cywilnego Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze wpłynął ich pozew. Sympatycy "Czaru par" różnie komentują tę "aferę". Przeważnie biorą stronę Maronów. - Skoro Kornalewiczowie przed całą Polską dali słowo, powinni go teraz dotrzymać - argumentują. Tymczasem - według adwokata Kornalewiczów Witolda Majchrzaka - nie można w tym przypadku mówić o przyrzeczeniu publicznym, bo żadna ze stron "nie przyrzekała publicznie nagrody za wykonanie określonej czynności". Prawdopodobniej adwokat Maronów powoła się na zasadę swobody umów z art. 353 kodeksu cywilnego: "strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według własnego uznania". Prawnicy uważają jednak, że trudno przesądzać o wyniku procesu. Sprawa trafi na wokandę nie wcześniej niż w lipcu. Na razie oba małżeństawa rozmawiają ze sobą za pośrednictwem adwokatów. Być może oni przekonają swoich klientów do ugody. - Ugoda? Myśmy już proponowali niejedną, ale bez skutku - powiedziała "Gazecie" Mirosława Kornalewicz w zeszły czwartek, tuż przed wyjazdem na miesięczną wycieczkę do Bostonu. Joanna Żarnoch-Chudzińska, Zielona Gór
To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.