Pierwsze ujęcia zapierają dech w piersiach. Obraz Pietera Bruegla ożywa. Gałęzie namalowanych prawie pięć wieków temu drzew poruszają się na wietrze, nad nierealnymi, okrytymi mgiełką wzgórzami latają ptaki. Bogate wieloplanowe obrazy następują po sobie w niespiesznym, ale nieubłaganym rytmie wyznaczanym przez obracające się ramiona młyna. To i tak zbyt szybko, by się nimi nasycić. Rzadko zdarza się film, który ogląda się, planując sobie już jego kolejny seans.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp