Nigdy nie zapomnę swego pierwszego wyjazdu do Związku Radzieckiego. Były lata 70. Przekroczyliśmy granicę w Mościskach i jechaliśmy samochodem w stronę Lwowa. Potem przeżyliśmy wiele przygód, ale to te pierwsze godziny najbardziej mną wstrząsnęły. Z szosy trzeba było zjeżdżać do rowu, bo na asfalcie suszono ziarno. Prace budowlane wykonywały kobiety. Na stacji benzynowej paliwo lało się strumieniami pod koła samochodu. Wzdłuż drogi stał szpaler handlarek z dziećmi na ręku. Domy się sypały. Z wnętrz dawnych kościołów dochodziły dźwięki młockarni. Wszędzie widniały złote i srebrne pomniki Leninów, zaś Lwów sprawiał wrażenie miasta potwornie smutnego.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp