Jeszcze w niedzielę nie było jasne, czy ktoś w ogóle przyjedzie do Skopie. Sama idea podpisania porozumienia pokojowego mającego zakończyć macedońską wojnę domową wydawała się groteskowa. Na wzgórzach wokół stolicy płonęły wioski Ljuboten i Ljubanci bombardowane przez rządowe lotnictwo i artylerię. To był odwet za śmierć ośmiu macedońskich żołnierzy, których ciężarówka wyleciała na minie. Przywódca albańskich partyzantów z Armii Wyzwolenia Narodowego (AWN) Ali Ahmeti donosił jednak z Kosowa, że nie wiadomo, kto podłożył minę: jego ludzie czy też chcąca ich powstrzymać armia. A obie wioski są mieszane, macedońsko-albańskie. Tropiciele paradoksów mieli używanie.Wielkie Kosowo nielegalnych interesów?

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp