Najpierw rzeźbił ptaki i zwierzęta. Wychodziły mu najlepiej. Ludzie jednak mówili: zrób mi krzyż, świątka, Maryję. Robił, nie tylko dlatego, że wymuszało to życie. - Talent trzeba przecież jakoś spłacać. No i przypominać, co w życiu naprawdę ważne - twierdzi Jarek Sekuła, rzeźbiarz i podróżnik z Lublina.Gieorgij przeciekał

Jak ze swojego domu przy ul. Koło nad Bystrzycą trafił jesienią 1999 r. do Egiptu? - Nie robiłem planów, nie rezerwowałem biletów i pokoju w hotelu. Trudno przewidzieć, gdzie się dotrze i co się po drodze wydarzy - Jarek postanowił po prostu odwiedzić swojego starego przyjaciela Mariusza Dybicha, niedoszłego salezjanina żyjącego w Kairze wśród Koptów.

Dojechał pociągiem do Odessy. Pieniędzy starczyło, żeby zapłacić pewnemu kapitanowi za rejs przez Morze Czarne do Istambułu. To była ostatnia trasa przeciekającego statku "Gieorgij Ushakov", w tureckiej stolicy miał pójść na złom.

Kiedy wysiadł w Istambule, zobaczył miasto zniszczone przez trzęsienie ziemi: gruzy, szalejącą cholerę, zamknięte minarety. Siedział w herbaciarni z poznanym na statku młodym poszukiwaczem przygód Szwajcarem Michelem. - Nie wiem, jak dostać się do Egiptu - zwierzył się towarzyszowi. Po chwili trzymał w ręku zwitek dolarów. - To dla ciebie, na bilet lotniczy do Kairu - powiedział Michel.

Na lotnisku w Kairze zgarnęli go pracownicy odprawy paszportowej, przesłuchali (nie miał pieniędzy na pobyt) i wyrzucili na ulicę. Znalazł się bez grosza przy duszy, ale za to z prawem do dwutygodniowego pobytu w Kairze i okolicy.

Odszukał Mariusza Dybicha i później przez trzy miesiące pomagał mu w pracach rzeźbiarskich w monasterze Samaena wznoszącym się na wapiennych skałach góry Mukkattan sto metrów nad koptyjską enklawą.Siny krzyż na nadgarstku

Okazało się, że pracuje w jednej z najbiedniejszych dzielnic Kairu, zwanej dzielnicą śmieciarzy. Mieszkają w niej Koptowie, czyli potomkowie wyznawców jednego z najstarszych odłamów chrześcijaństwa.

Jarek pokazuje niewielki tatuaż na nadgarstku, charakterystyczny krzyż koptyjski (nosi go każdy wyznawca, wykonanie kosztuje 5 funtów egipskich). - To ich znak rozpoznawczy, gwarantuje pomoc innych Koptów - wyjaśnia. Ale jeśli siny znak dostrzeże np. arabski sprzedawca na targu, nie omieszka oszukać jego właściciela czy w inny sposób poniżyć.

Mieszkańcy dzielnicy żyją z segregacji śmieci. Hodują też czarne świnie. W Mukkattanie na zalanych ściekami ulicach są tysiące tych zwierząt. Podobnie jak i psów. To enklawa nie tylko chrześcijan, ale i dla zwierząt uważanych przez muzułmanów za nieczyste.

Turystów tłumnie zwiedzających Kair nie uświadczysz w Mukkattanie. Jarek jest brunetem o śniadej cerze, nie odróżnia się bardzo od Koptów. Blondyn w dzielnicy śmieciarzy ryzykuje. - Koptowie nie są wrodzy. Po prostu kobiety zachwycone jego jasnymi włosami chcą ich dotknąć, dzieci biegają i krzyczą za nim na ulicy, a wszyscy pragną wziąć choćby kosmyk na pamiątkę - objaśnia. Sam miał darmowe strzyżenie w miejscowym zakładzie fryzjerskim. - Nigdy nie widzieli tak jasnych ciemnych włosów - śmieje się rzeźbiarz.Święty Andrzej i koza

Wspólnie z Dybichem kuli na skalnych ścianach sceny z założenia monasteru, z życia świętych koptyjskich i przede wszystkim historie ewangeliczne. Płaskorzeźby miały od 0,5 do 4 metrów. Niewymyślne i zrozumiałe dla niepiśmiennych mieszkańców dzielnicy.

Mariusz robił postaci, Jarek zajął się wyobrażeniami zwierząt. Wykonał m.in. wielbłąda, lwa, kozę. Przygotował również św. Andrzeja, palmy i napisy - teksty po angielsku dla turystów odwiedzających monaster. - Obaj zaczynaliśmy jako zwykli świątkarze i to widać na naszych płaskorzeźbach. Trzej królowie mają szaty z gronostajem, jak władcy z europejskich bajek - Jarek uśmiecha się, widząc w wyobraźni miny historyków sztuki, którzy w przyszłości będą je badali. Bo skąd w koptyjskiej świątyni motywy rodem z polskiej sztuki ludowej?

Pracował w niemiłosiernym upale przez pięć dni w tygodniu. Kiedy wiercił skałę młotem pneumatycznym, pot strumieniami ściekał mu po nogach. W piątek, czyli w muzułmańskie święto, i w niedzielę, jeździł na pustynię do polskich archeologów. Mariusz Dybich był u nich za złotą rączkę.

Koptowie żyją surowo, z punktu widzenia Polaka nie mają zbyt wielu rozrywek. Alkohol jest absolutnie zabroniony. Tylko po kryjomu popalają tytoń. Palacze zbierają się w "achłach", czyli lokalach wyposażonych w fajki wodne "szisze". - Dla prawomyślnych Koptów to jedno z najgorszych miejsc, bezproduktywne przesiadywanie w palarni to najlepszy sposób na utratę reputacji - Jarek wymykał się do achły bardzo ostrożnie i wyłącznie wieczorami.Tym razem do Izraela

Mieszkał w warsztacie przy monasterze. Najpierw spał w wielkiej skrzyni po amunicji, pamiątce po wojnach izraelsko-arabskich. Później dostał siennik. W dzień dokuczał upał, a w nocy komary ("Dotkliwa pozostałość po plagach egipskich").

Kiedy zgromadził już wystarczającą ilość dolarów, kupił bilet lotniczy do Polski. - Musiałem się zdecydować: albo zostać w Mukkattanie i żyć nielegalnie w strachu przed policją, albo wrócić do Polski - wspomina.

Teraz rzeźbi dla kościołów w Lublinie i w całym regionie. - Ja nie jestem artystą, tylko rzemieślnikiem. To, co robię, nie jest sztuką, ale taką sztuczką - deklaruje trzeźwo.

Zbiera fundusze na kolejną wyprawę, tym razem do Izraela. I ciągle wspomina polsko-koptyjskie rzeźby nad kairską dzielnicą śmieciarzy.

KOŚCIÓŁ DZIĘKI KARTCE

Świątynia na górze w Mukkattanie powstała dzięki cudownemu objawieniu. W 1973 r. Samaen szedł dnem starego kamieniołomu wykutego w zboczu góry. Pod stopy sfrunęła mu kartka wyrwana z Dziejów Apostolskich. Uznał to za znak od Boga. Niebawem, już jako koptyjski kapłan, wrócił w to miejsce z planem wybudowania monasteru.

Tak powstał największy kościół koptyjski w Egipcie. W 1994 r. odwiedził go Szenuda, zwierzchnik Kościoła koptyjskiego. Podziwiał grotę św. Marka, czyli podziemną świątynię z dwoma tysiącami miejsc.

Ojciec Samaen nie tylko opiekuje się ponad 20 tys. mieszkańców dzielnicy śmieciarzy. Dogląda rozbudowy świątyni. Sześć lat temu zatrudnił przybysza z dalekiego Krakowa Mariusza Dybicha. Niedoszły salezjanin ożenił się z Koptyjką (mają córkę) i teraz odpowiada za pokrywanie wnętrza i sąsiedztwa monasteru płaskorzeźbami.

POTOMKOWIE STAROŻYTNYCH EGIPCJAN

Koptowie wierzą, że ich Kościół założył sam święty Marek Ewangelista. Dlatego są wyznawcami jednej z najstarszych gałęzi chrześcijaństwa.

Zachowali część cech etnicznych starożytnych Egipcjan. Do XVII w. mówili językiem koptyjskim, teraz używają go tylko w liturgii Kościoła koptyjskiego.

W VII w. najechali ich wyznawcy Allacha. Jednak mimo że od 1300 lat znajdują się pod dominacją muzułmańską, zdołali zachować swoją tradycję. Przetrwanie kultury zawdzięczają przede wszystkim Kościołowi koptyjskiemu (obecnie liczy on ok. 13 mln wiernych w Egipcie, Izraelu, Etiopii).

Wierzenia i obrzędy Koptów są podobne do tych, jakie istniały w Egipcie w czasach wczesnochrześcijańskich. Dla Koptów Chrystus ma tylko jedną naturę bosko-ludzką (monoteletyzm). Uznają siedem sakramentów, przestrzegają licznych postów. W świątyniach koptyjskich wolno umieszczać obrazy, ale posągi są zakazane.

[podpis pod fot./rys.]

Lubelski rzeźbiarz Jarek Sekuła przez trzy miesiące żył wśród egipskich Koptów

Ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa - jedna z płaskorzeźb na górze Mukkattan