Na pokładzie było dziesięciu członków załogi i 66 pasażerów, z tego 51 to obywatele Izraela. Lecieć miał też wysoki urzędnik rosyjski odpowiadający za bezpieczeństwo lotów pasażerskich.

Lot przebiegał bez zakłóceń, gdy nagle około godziny 11.45 czasu warszawskiego maszyna znajdująca się na wysokości ponad 11 tys. m zniknęła z ekranów radarów. Zaraz potem pilot lecącego nad Morzem Czarnym armeńskiego An-24 zameldował, że widział, jak wybuch rozerwał na strzępy samolot pasażerski. Do czwartku wieczorem ratownicy zdołali wyłowić 11 ciał.

Kiedy do Nowosybirska dotarła wiadomość o katastrofie, wśród rodzin oczekujących na bliskich wybuchła rozpacz. Kilkudziesięciu ludziom trzeba było udzielić pomocy medycznej. W nocy z bliskimi ofiar pracowały ekipy psychologów.

Dlaczego samolot eksplodował i wpadł do morza? W przeszłości Tu-154 rozpadł się już raz w powietrzu - stało się to 6 czerwca 1994 r. w pobliżu miasta Sian w Chinach. Zginęło 160 osób.

Krótko po katastrofie prezydent Rosji Władimir Putin powiedział, że "nie jest wykluczona wersja aktu terrorystycznego". Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Władimir Ruszajło powiedział, że zamach jest "tylko jedną z wersji". Z kolei minister transportu Izraela Efraim Sneh powiedział: - To mógł być wypadek, to mógł być zamach, niczego nie wykluczamy.

Po południu agencje, powołując się na amerykańskie źródła wojskowe, podały, że Tu-154 trafiła rakieta ziemia-powietrze wystrzelona z Krymu. Zdaniem Amerykanów mogła to być rakieta S-300, uważana za równie dobrą, jeśli nie lepszą od amerykańskich rakiet Patriot. S-300 mogą unieszkodliwić samoloty i rakiety lecące na wysokości od 10 m do 40 km. Najnowsza wersja rakiety, model S-300 PMU1, może osiągnąć cel oddalony o 300 km od miejsca startu. Wschodnie brzegi Krymu od punktu, w którym doszło do katastrofy, dzieli 250 km.

- Ani kierunek, w którym strzelaliśmy, ani zasięg rakiet nie odpowiadają położeniu miejsca, w którym spadł samolot - mówi Konstantin Chywrenko, rzecznik MON w Kijowie. Od 1 października na Morzu Czarnym trwają ćwiczenia armii ukraińskiej i rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, podczas których testowano nowy rodzaj rakiety. W czwartek w obecności ukraińskiego ministra obrony gen. Ołeksandra Kuźmiuka oddano próbne strzały w odległości 300 km od miejsca katastrofy. Ukraiński MON zapewnia, że strzelano rakietami krótszego zasięgu, które nie mogły dosięgnąć Tu-154.

Prezydent Ukrainy Leonid Kuczma wysłał do Władimira Putina telegram z kondolencjami. Rzecznik rosyjskiego MON Wiaczesław Siedow powiedział, że Moskwa bada, czy ukraińska rakieta mogła zestrzelić samolot. Wieczorem Putin zapewnił, że rakiety wystrzelone przez armię ukraińską nie były w stanie dolecieć do "korytarza, w którym znajdował się Tu-154".

Izrael na kilka godzin wstrzymał wszystkie międzynarodowe loty z lotniska Ben Gurion. Gabi Ophir z zarządu izraelskich lotnisk oświadczył, że samolot przyleciał z Syberii w środę i został dokładnie sprawdzony przez agentów bezpieczeństwa. Przed wylotem w czwartek maszynę sprawdzono dokładnie raz jeszcze. Procedury bezpieczeństwa na izraelskich lotniskach są najbardziej rygorystyczne w świecie.

Śledztwo w sprawie katastrofy pod Noworosyjskiem potrwa pewnie długo. Wydobycie na powierzchnię czarnych skrzynek samolotu będzie trudne, ponieważ Tu-154 wpadł do wody w miejscu, gdzie głębokość morza wynosi ok. tysiąca metrów.

Tu-154 wszedł do służby w 1972 r. i jest najpopularniejszym w Rosji samolotem pasażerskim średniego zasięgu (Rosjanie eksploatują ok. 900 tych maszyn). Dotąd na całym świecie poważnym wypadkom uległo ok. 50 Tu-154. Największe problemy sprawia podwozie.

Pasażerowie samolotu, który spadł do Morza Czarnego, lecieli w odwiedziny do rodzin na Syberii. W Nowosybirsku działa jeden z oddziałów Agencji Żydowskiej, która w ciągu ostatniej dekady sprowadziła do Izraela ponad milion Żydów z Rosji i krajów b. ZSRR. Od wybuchu palestyńskiej rewolty rok temu rosyjską wspólnotę w Izraelu dotknęło kilka tragedii. W czerwcu palestyński samobójca zabił pod dyskoteką w Tel Awiwie 21 nastolatków z rodzin świeżo przybyłych do Izraela. Pierwsze pokolenie rosyjskich Żydów odbywające obowiązkową służbę wojskową trafiło na terytoria palestyńskie. Jeden z nich padł ofiarą palestyńskiego tłumu, który w ub. roku zlinczował w Ramallah dwóch izraelskich żołnierzy.

DLA GAZETY

Tu-154 mogłaby trafić tylko rakieta ziemia-powietrze S-300. Baterie tych rakiet są w wyposażeniu armii Rosji, Chin, Kazachstanu, Słowacji i Ukrainy. S-300 nigdy jeszcze na ćwiczeniach nie były wystrzelane do prawdziwych samolotów, tylko do sztucznych celów. Rakieta mogła zejść z kursu, jeśli obsługa wprowadziła do jej systemu sterującego niewłaściwe dane na temat celu. Wtedy "straciła z oczu" cel prawdziwy i "znalazła" sobie inny, wyczuwając ciepło jego silników. Teoretycznie jest to możliwe, ale to świadczyłoby o skrajnej niedbałości i nieodpowiedzialności prowadzących ćwiczenia.

NOT. RICZ