Wczoraj w rzeszowskim sądzie okręgowym zapadł wyrok w sprawie, która toczyła się od 2000 r. Małżeństwo F. z Wrocławia sześć lat temu dowiedziało się, że mężczyzna jest nosicielem wirusa HIV. Wkrótce potem wirusa wykryto u jego żony. Próbując ustalić źródło zakażenia, małżonkowie przypomnieli sobie, że w 1996 r. oddawali krew w szpitalu w Łańcucie. Krew pobrana od mężczyzny została zniszczona w Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa w Rzeszowie, a stacja wysłała do Jerzego F. list z informacją, że jest on nosicielem wirusa HIV. Jego żona Anna nie była jeszcze zakażona. List nigdy nie dotarł do adresata, a nieświadomy zagrożenia mężczyzna zaraził żonę. Jak ustalono w czasie procesu, listonosz nie zostawił przesyłki, bo od jednego z najemców lokalu usłyszał, że F. już tam nie mieszka. Nie zostawił ponownego awiza.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp