Zapytałem pierwszoklasistów z XIX LO w Warszawie o młodzieżowy slang. Powstał z tego mały słowniczek. Ale uwaga! Młodych ludzi bardzo drażni, kiedy dorośli - nauczyciele, rodzice - usiłują "udawać" młodzież. Moich licealistów najbardziej irytują w ustach dorosłych takie słowa: Yo, spoko, dżizys, ziomuś, biba (zabawa), szpan, narta (od narka - na razie), prywatka, dać w gardło (upić się), olewać (kogoś, coś), spadaj (kiedy mama tak mówi do taty, bo przeszkadza jej w malowaniu paznokci, brzmi to komicznie), czaisz? (nauczycielka do ucznia), impra, muza (zamiast muzyka), szlajać się (włóczyć), cze (zamiast cześć), kozak, błyskoteka (mama tak nazywa dyskotekę), super, fajowo, serio? (kiedy matematyczka tak się dopytuje, klasa w śmiech), przypał, kwas, ziomek, kolo (kolega), luzik, nara (to chyba najczęściej wymieniany wyraz), w porząsiu, w porzo, bajer, sprite (tak powiedziała babcia, kiedy chciała powiedzieć spoko, ale się pomyliła), KFC (przez rodziców wymawiane ka-ef-ce, a nie po angielsku), nicpoń, łobuz, kurza twarz!, zapodać (mama chyba nie wie, co to znaczy, gdy prosi, żeby jej "zapodać cukier"), psiakość.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp