Moja szkoła
Gdy zrozumiałem, że oglądam reportaż o prywatnej szkole podstawowej, zląkłem się, że zobaczę jeszcze jedne szkołę ,"naprawdę europejską" tzn. taką, w której uczy się religii, niemieckiego, angielskiego, marketingu, biznesu, jazdy na nartach wodnych i ( fakultatywnie ) polskiego. Ale nie... Tym razem obejrzeliśmy szkołę "naprawdę polskę", tzn. taką, w której, jak stwierdził dyrektor, uczy się po prostu "myśleć po polsku"... Na czym w szczegółach polega nauka tego przedmiotu, nie dowiedzieliśmy się już, niestety, da końca programu. Usłyszeliśmy tylko, że pan dyrektor nosi kucyk (fajne, ale czy istotne?), a ksiądz podczas lekcji religii stanął na rękach (bardzo fajne, ale czy nie nazbyt kosmopolityczne?). W samym zwrocie "myśleć po polsku" jest coś ze wszech miar niepokojącego- Jest coś niepokojącego w ludziach którzy umieją ,wypowiedzieć taką frazę bez zażenowania. Jest coś niepokojącego w dzieciach, które opowiadają, że wolą chodzić do szkoły niż bawić się w domu, i że nie cieszą się na myśl o wakacjach. Dzieci nie powinny tak mówić, jak nie powinny kochać nauczycieli bardziej niż rodziców. Jeśli tak mówią, to albo nie kochają rodziców, albo kłamią. A przecież polskie dziecko kocha rodziców i nie kłamie. Chyba, że pro pubtico bono...
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.