Koronacja Łukaszenki
Inauguracja miała przyćmić wątpliwości co do prawdziwego wyniku wyborów prezydenckich po brutalnym spacyfikowaniu protestów opozycji w noc wyborczą 19 grudnia 2010 r.
Wszystkie telewizje musiały transmitować wczorajszą inaugurację, a show zaczął się od pokazania, jak czarny mercedes Łukaszenki w asyście specjalnej jednostki milicji drogowej Strzała jedzie pustymi ulicami Mińska. Centrum stolicy zostało zablokowane dla ruchu.
Kiedy mercedes podjechał pod Pałac Republiki, okazało się, że Łukaszence towarzyszy najmłodszy syn Kola. Trzymając chłopca za rękę, prezydent po czerwonym dywanie wkroczył do pałacu, gdzie w największej sali czekała nań elita reżimu: ministrowie, kierownictwo prezydenckiej administracji, generałowie, szefowie miast i regionów, a także biskupi prawosławni i katoliccy oraz gwiazdy muzyki pop.
Nie było natomiast dyplomatów z UE i USA. Z gości zagranicznych najznaczniejszy był lider rosyjskich komunistów Giennadij Ziuganow oraz sekretarz Związku Białorusi i Rosji Paweł Borodin.
- Wolą narodu wyrażoną w wolnych i demokratycznych wyborach prezydentem Białorusi został Aleksander Łukaszenka - oświadczyła przewodnicząca centralnej komisji wyborczej Lidia Jarmoszyna.
Następnie Łukaszenka złożył przysięgę. - Głosy milionów dają mi nowe siły. (...) Wybory stały się dowodem na nierozerwalność narodu i władzy. A przecież głos narodu to głos Boga - mówił po złożeniu przysięgi. I nieoczekiwanie oświadczył, że nawet Unia Europejska nie ma pretensji do białoruskich wyborów.
Po zakończeniu oficjalnej części odbył się koncert z udziałem najbardziej znanych białoruskich piosenkarzy popowych.
- To było świadectwo samoizolacji Białorusi. Na uroczystości nie było dyplomatów, praktycznie nie było gości zagranicznych. Można powiedzieć, że Łukaszenka świętował pyrrusowe zwycięstwo - powiedział nam Aleksander Milinkiewicz, lider opozycyjnego ruchu O Wolność.
ROZMOWA ZE
Stanisłauem Bagdankiewiczem *
kierującym dziś największą partią opozycyjną Zjednoczoną Partią Obywatelską
ANDRZEJ POCZOBUT: Jakie są dziś największe problemy Łukaszenki?
STANISŁAU BAGDANKIEWICZ: Łukaszenka podzielił społeczeństwo, ogłosił swoich przeciwników wrogami ludu, rozpoczął masowe represje. Do tego dochodzą problemy gospodarcze, niewydolna gospodarka ma coraz większe kłopoty, które będą się tylko pogłębiać. W ciągu ostatnich trzech lat zadłużenie zagraniczne wzrosło dziesięciokrotnie, a kredyty poszły na utrzymanie nierentownych przedsiębiorstw. Stosunki z sąsiadami, czyli z Unią i Rosją, są popsute. Więc jak się to wszystko zbierze, to widać, że sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Nie widać też pomysłów na wyjście z impasu.
Dlaczego 19 grudnia Łukaszenka użył siły? Przecież zamknął tym sobie drogę do porozumienia z Zachodem.
- Puściły mu nerwy. Jest niewolnikiem systemu, który zbudował. Nie wie, ilu ludzi go popiera, i gdy w trakcie kampanii wyborczej zobaczył, jak ostro kandydaci opozycji go krytykują, kiedy dostał informacje o setkach ludzi przychodzących na spotkania z opozycjonistami i gdy wreszcie 19 grudnia zobaczył tłumy w centrum Mińska, to się przestraszył. Dlatego uderzył, dlatego kontynuuje represje.
Jak daleko Łukaszenka pójdzie drogą represji?
- Wie, że dziś jest skazany wyłącznie na łaskę Rosji, co nie jest sytuacją komfortową. Stosunki z rosyjskimi przywódcami ma złe i nie ma widoków na poprawę. Łukaszenka zdaje sobie sprawę, że przesadził z represjami. Myślę, że już teraz jest gotów zrobić krok w tył i wypuścić liderów opozycji. Ale chce, by się pokajali i prosili o wolność. Ja nie myślę, by lider naszej partii Anatol Labiedźka przyznawał się do czegoś, czego nie zrobił, i się pokajał. Na razie Łukaszenka upiera się przy tym, ale wierzę, że presja UE i USA przyniesie efekt i większość, o ile nie wszyscy liderzy opozycji, odzyska wolność.
Łukaszence nadal zależy na opinii Zachodu? Teraz, gdy tak wygraża UE?
- Łukaszenka wie, że jest na kolanach przed Kremlem. Że z gospodarką jest coraz gorzej. Że potrzebuje zachodnich inwestycji i kredytów. Mimo wojowniczej dziś retoryki wkrótce znowu będzie zabiegał o względy Zachodu.
Jak społeczeństwo reaguje na represje? Czy jest zastraszone?
- Władzom udało się przydusić opozycję, ale gdy ogłosiliśmy zebranie kierownictwa partii, przyjechali przedstawiciele wszystkich regionów. Nie było strachu. Już po wyborach do naszej partii przystąpiło przeszło 50 nowych osób. Represje ludzi nie złamały.
Jeszcze przed wyborami część ekspertów mówiła, że Łukaszenka będzie musiał rozpocząć reformy gospodarcze. Mianował nowego premiera Michaiła Miasnikowicza. Pan go zna. Czy jest w stanie poprowadzić reformy?
- Miasnikowicz nie będzie uprawiać samodzielnej polityki. Jest dobrym urzędnikiem, ma kontakty w Rosji i potrafi dobrze sprzedać państwowe przedsiębiorstwa rosyjskim oligarchom. Ale to nie on będzie podejmował strategiczne decyzje. On jest tylko wykonawcą. A Łukaszenka nadal nie jest gotów do reform.
Czy czwarta kadencja Łukaszenki jest jego ostatnią kadencją?
- Ten rok Łukaszenka może przetrwać, sprzedając Rosjanom firmy państwowe. W 2012 i 2013 trzeba będzie już zaczynać spłacać kredyty. Oprócz tego Rosja ma wejść do Światowej Organizacji Handlu, co m.in. będzie oznaczać koniec wspierania białoruskiej gospodarki tanimi surowcami. To gwałtownie pogorszy sytuację gospodarczą i może zdestabilizować sytuację. I wtedy nastąpią dla Łukaszenki najtrudniejsze chwile. Sądzę, że nie przetrwa do końca kadencji.
* STANISŁAU BAGDANKIEWICZ był w latach 90. prezesem banku centralnego Białorusi. Obecnie po aresztowaniu lidera ZPO Anatola Labiedźki pełni funkcję szefa tej największej białoruskiej partii opozycyjnej
Aleksander Łukaszenka z synem Kolą wkracza do Pałacu Republiki