Z listów do Metra
W internecie znalazłam ogłoszenie o tanim wynajmie kawalerki. Zaproszono mnie do biura firmy X, ale odmówiono przesłania mailem zdjęć mieszkania. Spotkanie prowadziła pani Ania, obok siedziały dwie dziewczyny z około 10 telefonami komórkowymi na biurkach. Pani Ania przyniosła umowę - 230 zł za znalezienie lokum - i pokazała zdjęcia mieszkania, które wybrałam. Podpisałam umowę, dostałam kartkę z adresem i telefonem właściciela mieszkania, o godzinie 20 miałam je obejrzeć. Chciałam potwierdzić spotkanie, ale nikt nie odbierał. W mieszkaniu nikogo nie zastałam, o godz. 20.40 jakaś kobieta odebrała telefon, powiedziała, że coś jej wypadło, i wyłączyła się. Kilka dni później w domu pod wskazanym adresem ludzie mówili, że często ktoś tu chce oglądać kawalerki na wynajem, ale oni nic o tym nie wiedzą, choć wszyscy się tu znają.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.