Ks. Lewandowski pamięta też nocne egzekucje w podpoznańskim lesie: "W samochodzie więziennym mogłem rozmawiać z więźniem i modlić się z nim. Po wyjściu z samochodu Młynarek (naczelnik więzienia śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego) szedł przodem w las, szukając miejsca dość daleko od drogi. Jego pomocnik z karabinem szedł z jednej strony skazanego, ja z drugiej, trzymając go za rękę i odmawiając modlitwy. Więzień miał ręce skute. Prokurator szedł z nami. Gdy Młynarek znajdował odpowiednie miejsce, zatrzymywał się, przepuszczał nas. Ja podawałem akt strzelisty >>Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego<<, Młynarek wyjmował z kieszeni rewolwer, dawał znak, bym się odsunął, doskakiwał i strzelał w tył głowy. Skazaniec zwykle nie zauważał tego momentu i po strzale padał głową w dół na ziemię".

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp