Nigdy nie czytałem powieści Nathaniela Hawthorne'a "Szkarłatna litera". Widziałem tylko jej ekranizację autorstwa Wima Wendersa. Film nie przypadł mi do gustu. Podobnie jest, niestety, z adaptacją Rolanda Joffe, dość swobodnie zresztą, co zastrzegają jej autorzy, odnoszącą się do oryginału. Po tych dwóch filmowych zawodach moja literacka tępota ma jedną zaletę: nadal pozwala mi się łudzić, że książka Hawthorne'a jest znakomita.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp