Nie łączę córek
EWA KASPRZYK: Ja nawet boję się myśleć, że dla mnie mogłoby być jakiekolwiek wyróżnienie, ale byłoby to cudowne! Ta rola kosztowała mnie dużo pracy, zaangażowania emocjonalnego i twórczego, dlatego teraz mam wrażenie, że mi się to "zwraca". Cieszę się, że film się podoba, że rola została zauważona jako pełna i niejednowymiarowa. Mam tego dowody choćby w postaci głosów na konferencji prasowej po projekcji.
- Przeczytałam go i stwierdziłam, że to doskonały materiał i świetna rola do zagrania. Cieszę się, że udało mi się wypełnić ją swoją osobowością, tym, kim jestem. Dużą zasługę ma reżyser, bo wspaniale prowadzi aktora.
- Zawsze można jeszcze coś zmienić. Trochę ubolewam nad tym, że wypadło kilka scen, które może jeszcze bardziej wypełniłyby tę postać. Ale nie było na to ani czasu, ani środków, ani taśmy. Trzeba pamiętać, że to film debiutancki.
- Nie łączę mojej córki z tą filmową. Ale zawsze uważałam, że dla kobiety pełne aktorstwo zaczyna się po urodzeniu dziecka. Więc w tym sensie fakt, że mam córkę, na pewno jest nie bez znaczenia. W życiu prywatnym mam jednak zupełnie inne problemy, niż w filmie, więc nie mogę identyfikować się z zagraną rolą. Jest od początku do końca wymyślona i wykreowana.