Łucja Gliksman: Pierwszy raz widziałam go w delegaturze rządu londyńskiego w Teheranie, gdzie pracowałam. To było chyba w 1943 r. Potem spotkałam Leo na statku z Persji do Palestyny. Chudy, blady, dużo panienek wkoło. Kiedy byłam już w Ameryce, do męża zwrócił się Jan Holcman, muzyk, który prosił, żeby wysyłać paczki sparaliżowanemu już wówczas Leo. Tak też zrobiliśmy. Kiedy w 1950 r. wybierałam się do Tel Awiwu, żeby odwiedzić matkę i brata, mąż zaproponował, żebym zorientowała się, w jakiej sytuacji znajduje się Lipski. O to samo poprosił Jerzy Giedroyc. Odszukałam Lipskiego. Po jakimś czasie on zaczął do mnie pisać. Prosił o pomoc w wydaniu w Ameryce "Niespokojnych". Starałam się o to m.in. przez naszego przyjaciela, znanego amerykańskiego pisarza Jamesa Farrella, ale bez powodzenia.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp