Nigdy nie miała zielonego bugatti, a jedynie niewielkie żółte renault. "Zawsze ubieram się jak samochód, a samochód jak ja" - mawiała. Kiedy w jasnożółtym kostiumie, w niewielkim kapeluszu-kasku na głowie, zajechała przed Grand Hotel w Monte Carlo, wyglądała jak uosobienie nowoczesnej kobiety - chłodnej, wyemancypowanej i pewnej siebie, bogini ery automobilu. Taką zobaczył ją wydawca prestiżowego niemieckiego żurnala mody "Die Dame". Zachwycił go ten wyrafinowany mariaż kobiety z maszyną i zamówił u Tamary jej autoportret na okładkę swojego magazynu. Obraz "Tamara w zielonym bugatti" stał się ikoną szalonych lat dwudziestych. Właśnie tak musiały wyglądać bohaterki powieści Scotta Fitzgeralda i Agaty Christie.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp