Mój warszawski szał
Lato 1944. W gospodzie jedzą zupę fasolową, Mathi Schenk z Peterem, kolegą z wojska. Obaj w mundurach Wehr-machtu. Urwali się z koszar na miasto. Gadają o tym durniu Felsie i że wczoraj jakimś chłopakom znowu udało się zwiać z wojska. Mathi nie może uciekać, bo gestapo zagroziło, że wezmą jego ojca na front wschodni. Jest najmłodszy w 46. Brygadzie Szturmowej, wołają na niego Bubi. Niedawno skończył 18 lat. Stacjonują pod Bonn. Do brygady wzięli ich podstępem. Najpierw szukali chętnych do SS, potem ochotników do nowej brygady szturmowej. Nikt się nie zgłosił. To ogłosili, że potrzebują szoferów ciężarówek. Chłopacy się pchali. Każdy chciał pojeździć. Mathi był szczęśliwy, że się dostał. Dali im nowe mundury, okulary ochronne i przywieźli pod Bonn. Tu przywitał ich porucznik Fels: - Bezczelne świnie, co się tak wystroiliście jak cyrkowcy, zdjąć te okulary!
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.