Dla jednych wróżka mody (krótka laseczka, którą zwykła trzymać w dłoniach, przypominała czarodziejską różdżkę), ikona, dla innych dziwadło, wariatka w kratach, grochach, futrach i piórach. Zawsze w autorskiej stylizacji - od mieszaniny strojów obejmujących ubrania sprzed wieku i najnowsze projekty Johna Galliano czy Dolce & Gabbana po mocny makijaż (oczy obrysowane jak u pandy, rumieńce klowna, brwi i usta gwiazdy kina niemego) i siwoniebieskie loki zwieńczone maleńkim kapelusikiem. Dziennikarka Anna Piaggi przez kilkadziesiąt lat określana była przez znawców i krytyków mody jako chodzące muzeum, dzieło sztuki, osoba jedyna w swoim rodzaju. Była muzą krawców i kapeluszników. Projektant butów Manolo Blahnik nazwał ją ostatnim autorytetem w sprawie sukienek, a także wielką damą mody i stawiał obok Grace Coddington - sławnej modelki oraz dyrektor kreatywnej amerykańskiego "Vogue’a" - i Diany Vreeland - redaktorki nowojorskich magazynów mody i trendsetterki. - Anna wymyśla modę - mówił o zmarłej na początku sierpnia przyjaciółce Karl Lagerfeld. W świecie mody uznawana była za autorytet, wyrocznię. Rzesze fanów przegląd włoskiej edycji magazynu "Vogue" obowiązkowo zaczynały od jej kultowej rubryki "D.P." ("Doppie Pagine", czyli podwójne strony). Cztery strony kolażu zdjęć i tekstu pokazywały, co w modowej trawie piszczy. - Jej strony to powód, żeby czytać "Vogue’a" - skwitował Blahnik. W sierpniowym numerze Anna Piaggi zwracała jeszcze uwagę na płaszcze od Prady, Valentina, Just Cavalli zdobne w folkowe motywy, geometryczne wzory, hafty i złoto oraz okulary o mocnym geometrycznym kształcie.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp