ALEKSANDER HALL: - Nie byłem, bo miałem przeczucie, że będzie to wyglądało tak, jak wyglądało. Na pogrzebie byli za to moi przyjaciele, którzy ze szczerych pobudek chcieli oddać hołd bohaterom. Byli też zwolennicy obecnej władzy i jeszcze bardziej skrajnej opcji z ONR, którzy chcieli powiedzieć innym Polakom: "to są nasi bohaterowie, a wam wara od tego miejsca". Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, opowiadał mi, że za nim także poleciały różne wyzwiska, choć był jednym z pierwszych samorządowców w kraju, który zaczął upamiętniać żołnierzy niezłomnych. To w Sopocie stanął ich pierwszy pomnik, to tutaj jednej ze szkół nadano imię "Inki". Jacek Karnowski o "Ince" opowiadał mi już 15 lat temu, kiedy wielu ludzi, którzy się dziś do niej przyznają, nie miało bladego pojęcia o tej postaci. Z tego powodu incydenty pod bazyliką Mariacką, jak i słowa prezydenta Andrzeja Dudy były skandaliczne. Chodzi mi o te słowa wypowiedziane z uśmieszkiem, że "po 1989 roku teoretycznie nie rządził już ustrój zdrajców, więc dlaczego trzeba było czekać aż 27 lat na ten pogrzeb". Przypomniałem sobie wtedy, że jako minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego razem z Jackiem Ambroziakiem już w listopadzie 1989 r. składaliśmy wieniec pod kościołem św. Katarzyny w Warszawie, w miejscu, gdzie prawdopodobnie chowani byli żołnierze niezłomni. Tych gestów było później bardzo wiele w III RP. Pamięć o nich czcili politycy wszystkich opcji od Unii Demokratycznej po ZChN, no może oprócz SLD. Wiele osób miało udział w ich upamiętnieniu, rehabilitacji, wydawano książki, a pan prezydent Duda zachowuje się, jakby narodził się wczoraj i nie znał tej historii.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp