NA BIELSKIEJ. ZIEMNIAKI Z OLDSKULOWYM ZSIADŁYM MLEKIEM
WARSZAWA PEŁNĄ GEBĄ POLECA MACIEJ NOWAK NA BIELSKIEJ. ZIEMNIAKI Z OLDSKULOWYM ZSIADŁYM MLEKIEM Szczęśliwice-Zdrój to kurort atrakcyjny o każdej porze roku. Zimą przyciąga
SAM
Od wczesnego ranka serwuje obfite śniadania. Modnych pierdół tu nie brakuje, ale podstawę stanowią potrawy naprawdę dobrej jakości.
Strefa
Szef kuchni przyjechał do Warszawy z Trójmiasta. Dlatego trudno zrozumieć, że grilluje dorsza.
Szpulka
Na początku sierpnia miną równo dwa lata od inauguracji Szpilki przy placu Trzech Krzyży. To była prawdziwie błyskotliwa kariera: w ciągu niespełna pół roku stała się jednym z najbardziej - kto wie zresztą, czy nie najbardziej - popularnych lokali stolicy. Otwarta przez całą dobę, serwująca nieustannie smakowite jedzenie, z sympatyczną obsługą i wyrafinowanie powściągliwym wystrojem wnętrza nie miała sobie długo równych. Szpilkę otwarto w miejscu, które od kilku dziesiątek lat cieszyło się sławą ośrodka aktywności warszawskich estetów (jak eufemistycznie nazywano tę przypadłość w czasach Oscara Wilde'a). Tutaj działała słynna Antyczna, później niemniej głośna knajpa Pod Gryfami, a z okien roztaczał się panoramiczny widok na blaszaną świątynię zakazanych namiętności. Właściciele Szpilki odważnie zmierzyli się z tą spuścizną. Stworzyli lokal nowoczesny, otwarty dla wszystkich i w pełni tolerancyjny. Wiem coś o tym. Jesienią 1999 roku, podskakując ekstatycznie w rytm pierwszego w Warszawie krążka Buena Vista Social Club, prezentowanego przez R., udało mi się zaczepić ręką i urwać śmigło sufitowego wentylatora. Zamarłem z przerażenia, widząc w wyobraźni, jak wylatuję stąd z wilczym biletem. Tymczasem po chwili konsternacji wszyscy wybuchli głośnym śmiechem, a mnie się upiekło. Tolerancja ma jednak swoje granice i gdy w Szpilce kilka tygodni temu przy barze pojawił się jegomość celujący do obsługi z rewolweru, nikt już się nie śmiał. Po prostu zadzwoniono po policję.
Kompania Piwna
Szwejk na placu Konstytucji, Fiszer i Elephantus na placu Bankowym, Vivaldi w Ogrodzie Saskim - co łączy te lokale? Każdy, kto w nich bywał, zwrócił na pewno uwagę na precyzyjny design wnętrz, wyrazisty pomysł całości, oscylujący czasami na granicy teatralnej inscenizacji, w końcu na coś, co nazwać można solidnością kaloryczną. Potrawy w każdym z nich są obfite, pełne miłego sercu każdego gurmondzisty cholesterolu, nie kokietują publiczności mitem dietetyczności. I nie można się temu dziwić, gdy spojrzy się na właściciela tej sieci. Artur Jarczyński jest bowiem facetem solidnej postury, zwiastującej zarówno umiłowanie jedzenia, jak i pickwickowski charakter. Do prowadzonej przez siebie gastronomicznej rodziny Artur Jarczyński włączył właśnie kolejny szyld - na Podwalu, w martwym dotąd miejscu między pomnikiem Kilińskiego a Barbakanem utworzył Kompanię Piwną. Jak w innych lokalach tego samego antreprenera imponuje wyrazista koncepcja: Kompania Piwna jest bowiem warszawskim wydaniem czeskiej piwiarni. Ze sklepionymi kolebkowo pomieszczeniami, długimi drewnianymi ławami i pijackimi sentencjami wypisanymi na ścianach. Aż trudno sobie wyobrazić, że przy naszej słabości do czeskiego jedzenia i piwka nikt jakoś nie wpadł wcześniej na pomysł otwarcia takiej knajpki.
Cafe Design
Skrzyżowanie Krakowskiego Przedmieście z Karową. Na jednym rogu hotel Bristol, na drugim - Europejski, na trzecim - Bolesław Prus, a na czwartym Dom bez Kantów, siedziba rozmaitych instytucji wojskowych, jeden z najdoskonalszych przykładów polskiej architektury dwudziestolecia międzywojennego. Takie sąsiedztwo zobowiązuje, nie dziwota więc, że wnętrze otwartej właśnie tutaj Cafe Design potrafi zachwycić. Jestem w pełni przekonany, że to najpiękniejszy interier pośród dzisiejszych warszawskich restauracji, dzieło, które ma szansę przejść do historii polskiego designu. Wnętrzarskie cuda zaczynają się tu od podstaw, czyli od podłogi. Ma ona kilka rozmaitych faktur i poziomów: na środku wyłożona jest półprzezroczystym tworzywem podświetlonym od dołu, gdzie indziej przypomina czarną podłogę przemysłową z wmontowanymi, świecącymi na niebiesko diodami; po bokach spiętrza się na wysokość kilkunastu centymetrów dzięki ułożeniu na niej wielkich metalowych kół pokrytych wykładziną dywanową. Niejednorodność posadzki wyznacza podziały całego wnętrza: w kolistych, dywanowych przestrzeniach stoją wielkie klubowe fotele z malutkimi kawowymi stolikami, poniżej znajdują się stoły służące do konsumpcji większych posiłków, zaś podświetlana część podłogi zarezerwowana jest z kolei dla obsługi - tutaj właśnie umiejscowiono bar, dziwny i intrygujący, bo odwrócony przodem do sali. Publiczność może więc oglądać fascynujące bebechy wielkiego ekspresu do kawy, może śledzić czynności barmana zwykle ukrywane za wielkim bufetem. Na rozświetlonych płytach podłogi kelnerki i kelnerzy wyglądają niczym gwiazdy wielkiej rewii, co dodatkowo uwiarygodnione jest przez to, że w Cafe Design pracują dziewczyny i chłopcy o urodzie prawdziwie niepospolitej.