Niemal nieznane u nas kino Islandii chwyta właśnie wiatr w żagle: tamtejsze źródła zapowiadają na ten rok cały tuzin rodzimych filmów fabularnych. My tymczasem mamy okazję obejrzeć prawdziwy przebój islandzkich kin sprzed ośmiu lat, prezentowany także swego czasu w sekcji "Wyraziste spojrzenie" na festiwalu w Cannes. 35-letni reżyser filmu Oskar Jonasson kształcił się w Londynie, ale praktykował w swojej ojczyźnie, kręcąc filmy reklamowe i teledyski. Jego debiut fabularny był początkowo pomyślany jako dreszczowiec. Ale przyglądając się nocnemu życiu stolicy, czytając kroniki kryminalne i sprawozdania sądowe, Jonasson nie natrafił na wyrafinowane zbrodnie i chytrze zaplanowane skoki na banki. "Uświadomiłem sobie - mówił - że łamanie prawa polega u nas na przemycie alkoholu. Nasi bandyci okazali się ludźmi wrażliwymi i łagodnymi. Doszedłem do wniosku, że islandzki świat przestępczy to dziecinada, w ten sposób mój thriller mimo woli zamienił się w komedię". A wszystko zaczyna się od telefonu do Axela, mechanika z Reykjaviku, od jego mamy, zatwardziałej maniaczki telewizyjnej, której gdzieś zawieruszył się pilot. Zdesperowana kobieta grozi, że jeśli syn nie zaradzi natychmiast jej nieszczęściu, woda z wanny, w której pływa jego ukochana złota rybka, zostanie spuszczona. Wir zdarzeń wciąga od tej chwili nieśmiałego Axela, zmieniając całkowicie jego życie, a zręczność reżysera sprawia, że ta zwariowana komedia, zdaniem recenzenta hollywoodzkiego "Variety", skutecznie przełamuje ograniczenia produkcji niskobudżetowej, wyróżniając się impetem komicznym, swoistym autentyzmem i pełną werwy grą nieznanych aktorów.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp