W połowie lat 80., gdy po klęsce filmu "Wrota niebios" ogłoszono już śmierć westernu, Clint Eastwood zrobił wszystkim niespodziankę. Pokazał w kinach film zbudowany według klasycznych wzorów opowieści z Dzikiego Zachodu, konstrukcją przypominający zarówno "Jeźdźca znikąd" (1953), jak i jego własnego "Mściciela", późniejszego o 20 lat od filmu Stevensa.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp