Turbo, a jednak żal
Pamiętam rytuał gotowania kisielu. Kolorowe opakowanie wiśniowego przynosiło się ze sklepu. Proszek sypało się do pół szklanki zimnej wody i mieszało, resztę wody doprowadzało do wrzenia. Potem wlewało się to rozmieszane zawiesiste i matowe do gotującej wody, trzy razy zakręcało łyżką. Trzy bulgotnięcia przezroczystej mazi wskazywały, że już można jeść. Mniej zdolni kulinarnie potrafili nawet ten specjał przypalić.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.