Trwa sesja. Marszałek przedstawia projekt fuzji szpitali. Rodzi się opór gorzowskich radnych. Były prezydent Henryk Woźniak grobowym głosem pyta o fakty, koszty, o tzw. konsultacje z lekarzami. Marszałek nie ma ochoty na dyskusję. I w tym momencie wkracza radny Pańtak. Opowiada dramatycznie, czy uszedłby z życiem z Gorzowa, gdyby nagle, spacerując nad Wartą, zasłabł (powodu nie podaje). Wieść o jego nadszarpniętym zdrowiu dociera do trzech szpitali. Wyruszają trzy brygady-karetki. Mkną w pościgu do pacjenta Pańtaka. Pacjent to kasa, wiadomo. Kto szybszy, ten zarobi. Ale czy zarobi najlepszy? - pyta Pańtak. A przecież jego serce nie drżałoby w palpitacjach, gdyby wiedział, że w mieście Gorzowie jest jeden szpital. Tu zapadła cisza. Na moment. Pańtak wzmacnia swą opowieść refleksją państwowotwórczą. Otóż trzy szpitale i czyhających w nich na jego ciało medyków zrównał z sytuacją rozbicia dzielnicowego za króla Bolesława Krzywoustego. Całe zło z rozbiorami włącznie pochodzi przecież od rozbicia dzielnicowego. Jak się okazuje, strzępy owego wydarzenia dają o sobie znać i dzisiaj w gorzowskich szpitalach.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp