Poproszę o wodę...
Dość już, dość! Mogę na ostatnich nogach przeprawić się przez Karpaty, bez kropli czegokolwiek do picia przejść Saharę i Gobi, ale nie chcę już więcej widzieć plasterka cytryny pływającego w szklance z wodą! Na próżno jednak po raz kolejny zastanawiam się, dlaczego w krakowskich restauracjach nawet w zwykłej mineralnej musi pływać ten irytujący kawałek cytrusa, podczas gdy człowiek prosi tylko o wodę. W herbacie jeszcze ta cytryna ujdzie, ale jeśli już zamawiam wodę bez saszetki z herbatą, to znaczy, że tej całej reszty też sobie nie życzę. Proszę więc o wodę, jeszcze raz wodę i jedynie wodę. Najgorsze, co może się przytrafić, to woda podawana ze słomką. Pewnie traktuje się nas jak dzieci albo chce się nam wmówić, że właśnie podawany jest jakiś koktajl? No, ale bez żartów. Wyobraźcie sobie bowiem, że w samym środku posiłku, w wirze biznesowych negocjacji albo podczas romantycznej kolacji, więc wyobraźcie sobie, że chwyta się za słomkę, wciska się jej koniec w usta, a kiedy już poziom wody obniża się, zbliża nieuchronnie do dna, to czy uda się w takiej sytuacji komukolwiek oddychać bez robienia hałasu i bąbelków? Bo oczywiście, z powodu tego nieszczęsnego plasterka cytryny nie można zobaczyć, ile wody zostało w szklance. Czy można uniknąć podobnego obciachu, jeśli dostanie się wodę bez słomki? Nie wierzę. A jeśli tak, to wyrazy szacunku. Bo ja, gdy piję, to dużymi łykami i za każdym razem ten właśnie kawałek cytryny opiera się na górnej wardze, przy przechylaniu szklanki woda dostaje się do nosa, a człowiek zaczyna kaszleć, dusić, po prostu topić. I w takim stanie musi wytrzymać zażenowany wzrok potencjalnego, a już niedoszłego kontrahenta, albo potencjalnej, ale już byłej wielbicielki. W Paryżu tymczasem wodę pije się po prostu, bez zbędnych ceregieli. Przykładowy dialog z kelnerem paryskiej kawiarni: - Coś do picia? -Yyy, woda.- Badoit, Perrier, Vittel? - Hm, nie. Chateau Chirac! (tak, tak, aktualny prezydent Francji, dawny mer Paryża). A chodzi tu o nic innego jak wodę z kranu, z miejskich wodociągów! Za darmo. Przy tak niewygórowanej cenie nikt się nie skarży, że smak może nie jest idealny. Ma się za to pewność, że woda jest zdrowa. No i karafka zostaje na stole: każdy więc pije tyle, ile zechce. A co jest nie tak z wodą tutaj? Ameby? Ołów z rur wodociągowych? Ciągłe pytanie o to nie ma najmniejszego sensu: nigdy nie otrzymałem rzeczowej odpowiedzi. Słyszę tylko: jest niedobra! Dlaczego, tak jest? Bo ktoś chce, żeby wzbogaciły się wytwórnie wody mineralnej, wielkie korporacje? Za bonaquą przecież kryje się Coca Cola. A na przykład Perrier pozbawia wodę ze źródła gazu tylko po to, żeby potem ją tymże gazem nasycić i wziąć pieniądze za całą operację. Taka woda rozpycha żołądek, uszczupla portfel. Żeby zrekapitulować: płacę za butelkę wody (mimo że jej nawet nie widzę), za jej transport i w dodatku jeszcze za plasterek cytryny. Poproszę więc wodę niegazowaną, bez cytryny, z lodem. Aaa. Z jakiej wody robi się lód?
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.