Widz polskich kin - i telewizji - zasypywany lawiną trzeciorzędnych filmów zachodnich może uważać produkcję Wschodu za nieistotną liczebnie. Tymczasem filmów pełnometrażowych powstaje tu półtorej setki rocznie. Jak wygląda to kino po likwidacji politycznych cenzur? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjeżdżają do Cottbus nawet krytycy japońscy i kanadyjscy. Ale, paradoksalnie, także krytycy polscy, którzy nawet filmy czeskie czy węgierskie tropić muszą w Cannes i Wenecji.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp