Świdrujące spojrzenia stu par diabelskich oczu nie pozwalały przejść obok tego obrazu obojętnie. Zrywały senność ciepłego popołudnia. Odrealnione diabelskie sylwetki na tle kopalnianych szybów intrygowały i przyciągały. Zdradzały przepastną wyobraźnię autora. Jeszcze nie wiedziałem, kim jest, ale już czułem, że to płótno to także kawałek mojej miłości do Śląska. W "Czarcim weselu" (patrz s. 10) zakochałem się bez przytomności. Od razu. Bezwarunkowo.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp