"Czy pan też to ma?" - spytała w mailu Karolina z Torunia. "Że takie sprawy jak zajęcie Krymu, potworność Rosji, wzrastające bezrobocie wśród młodych czy nadludzkie wysiłki rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy ledwo wiążą koniec z końcem - to wszystko powoduje, że nie mogę cieszyć się przyjemnymi sprawami. Ani perfumami, które nie były tanie i na nie uciułałam, ani rozmową o sztuce, która do niczego nie prowadzi, itp. Jest mi głupio, że ktoś gdzieś cierpi, a ja mogę siedzieć w kawiarni i robić coś niepożytecznego".

Nie wiem, co odpisać, bo mógłbym tak: "Pani Karolino, jedyna rada: pójść do zakonu zamkniętego i żyć skromnie w oderwaniu od świata lub zaangażować się na rzecz dzieci niepełnosprawnych, wtedy będzie się pani mogła perfumować bez poczucia winy". Ale czy to jest odpowiedź na poziomie? (Na moim jest, tylko czy jest na poziomie pani Karoliny?). Poważnie: wątpliwości nie mają tylko ci, co w ogóle w głowie mało mają.

Ja, owszem, przesiaduję w kawiarni (kto mnie zna, wie, w jakiej). I miałem tam ostatnio przyjemność rozmawiać o muzyce, filmie i Kosmosie. Początkowo rozmowa do niczego nie prowadziła, ale przypomniałem sobie mail pani Karoliny i nie chciałem czuć się winny, że rozmawiam w oderwaniu od świata i społeczeństwa, które nie ma z tego spotkania przy kawie pożytku. Ale po kolei.

Rozmawiałem z reżyserem filmów dokumentalnych Adamem Ustynowiczem.

Rozmawialiśmy o jego niezwykłym filmie "Chopin - The Space Concert", wydanym przez Warner Classics.

Adam Ustynowicz poznał kiedyś amerykańskich astronautów. Jeden z nich opowiadał, jak zawieszony na drążku w Kosmosie montował jakiś panel na stacji satelitarnej. Ciekaw jestem, powiedział, Ustynowicz, co człowiek na takim drążku czuje, kiedy wisi w przestrzeni międzygwiezdnej. Oni na to, że zrobili zdjęcia. Ale co czuliście? Oni na to, że słowa tego nie wyrażą. Chyba że masz jakiś pomysł na pokazanie uczuć. Adam Ustynowicz ten pomysł miał. Weźcie następnym razem do rakiety Chopina ze sobą. Słuchajcie go i róbcie do tej muzyki zdjęcia. Namówił Karola Radziwonowicza, żeby nagrał płytę z utworami do Kosmosu.

Astronautą, który wziął płytę ze sobą, był George F. Zamka (ma kolumbijsko-polskie pochodzenie). Celem wyprawy było dostarczenie na pokład stacji satelitarnej siedmiookiennej kopuły. Musieli ją założyć na stację z wysięgnika. I jest taki moment w filmie, kiedy odsłaniają się okna kopuły, widać przez nie Ziemię i Kosmos, a oni słuchają przy tym Chopina. George Zamka powiedział: - Miałeś rację. Czuliśmy się, jakby był z nami siódmy pasażer, który patrzy i komponuje do tego, co widzi. Nakręcili pod tę muzykę fantastyczne zdjęcia. George mówił, że właśnie Chopin najlepiej wyraził ich zachwyt, uniesienie, stan nieważkości, a nawet trwogę.

Na przykład etiuda Rewolucyjna, panie Mariuszu, to nie tylko etiuda, która musi kojarzyć się z rewolucją i marszem na Belweder. To jest etiuda przeciwko grawitacji. Car nas tłamsi, ale grawitacja też nas tłamsi. Człowiekowi udało się unieść! Każdy z tych utworów to przecież dowód, że Chopin jest geniuszem, bo napisał muzykę uniwersalną.

Podczas tej rozmowy wpadłem na pomysł, że skoro filmu nie wyemitowała żadna nasza telewizja, to trzeba go pokazać. Taki będzie więc pożytek z rozmowy w kawiarni, że zapraszam na projekcję i spotkanie z reżyserem, które poprowadzę. Środa 23.04., godz. 19.00, Faktyczny Dom Kultury, Gałczyńskiego 12 w Warszawie.

(Na wszelki wypadek: prowadzę spotkania i piszę tylko na temat dzieł, które mnie zachwyciły, wynająć mnie nie można).