KANGÓR W POZNANIU
"Miałam wypadek na nartach. Przeszorowałam lewym policzkiem po stoku, potłukłam się, wstałam, pobiegłam po aparat i zrobiłam sobie mnóstwo zdjęć. Zafascynował mnie wypadek, śmierć, ból" - powiedziała żartobliwym tonem Ewa Kuryluk, otwierając wystawę swoich fotografii w poznańskiej Galerii Ego. Artystka, pisarka, historyczka sztuki, podróżniczka ten moment sprzed kilkudziesięciu lat wspomina jako początek lawiny fotograficznych autoportretów. Na powypadkowym zdjęciu obrażeń nie widać. Do obiektywu pozuje nienaruszony prawy profil młodej kobiety. Cierpienie jest jej tajemnicą, sugerowaną widzowi przez tytuł zdjęcia ("Po wypadku"), zamknięte oczy, lekki grymas. To typowa dla fotografii Kuryluk wieloznaczność. Ekshibicjonizm okazuje się tu pozą - maska obnaża to, co ukryte.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.