Jeden z dawnych magazynierów prowadzi we wspomnianej wsi gminnej sklep spożywczy. Lokal uzyskał nie dzięki siuchtom, lecz w drodze przetargu. Pracuje ciężko razem z żoną i - choć przyszłości pewni nie są, choć narzekają - interes funkcjonuje nieźle. Mimo że sklepów pojawiło się w tejże wsi jeszcze sześć, a przed transformacją był jeden, czasem dwa. W sposób dla mnie niepojęty obrodziły piwiarnie. Co dwieście, trzysta metrów widać kolorowe parasole różnych browarów, plastykowe stoliki, a przy nich - między innymi - ongisiejsi dygnitarze rozdzielnictwa, którzy przeszli na bezrobocie i korzystanie z pomocy społecznej. Nie wszyscy, bo wielu ich kolegów nie ma na libacje czasu: pracują przy odbudowie starej gorzelni, którą PGR zrujnował. Przy odbudowie pięknego klasycystycznego pałacu, z którego w wyniku pegeerowskich metod użytkowania zostały w końcu same mury i część dachu. Teraz ma tam powstać ośrodek wypoczynkowy. Być może pracy przy nim nie starczy dla wszystkich, co jej nie mają, przypuszczam jednak, że dla naprawdę jej poszukujących - tak. Opowiadał mi jeden z gospodarzy o kłopotach, jakie miał w czasie żniw ze znalezieniem pomocników. Zaproponował któremuś z bezrobotnych młodych ludzi z sąsiedztwa robotę lekką i nie wymagającą kwalifikacji: pilnowanie czegoś przy kombajnie obsługiwanym przez fachowca. Dniówka - 25 złotych. Młodzieniec mówi: "Bańka!" - czyli chce milion na stare pieniądze. Gdy dowiedział się, że tyle nie dostanie, zaczął krzyczeć na matkę, żeby szybko poszła do "pomocy" po zasiłek. Wbrew potocznym mniemaniom zasięg bezrobocia nie pokrywa się z granicami upadłych zakładów PRL. Część dawnych robotników PGR-u znajduje robotę. Część gospodarskich synów pije piwo od rana do wieczoru, upadkiem PGR-u to tłumacząc. W czasie rozmów, jakie przeprowadziłem pod parasolem z wizerunkiem Pułaskiego oraz inskrypcją "WARKA - STRONG", wyjaśniono mi najpoważniej, że w taki upał organizm mężczyzny potrzebuje trzech litrów piwa dziennie. Obliczyłem w myśli, ile to wynosi miesięcznie na osobę. Ciekawe też, jaka to pozycja w budżecie państwa. Przekazano mi tam również informacje z zebrania przedwyborczego PSL. Cytuję dosłownie: "Jedyne, co wieś ratuje, to emerytury i renty. Bez nich ludzie by nie mieli co do garnka włożyć". Trudno mi się spierać. Ja wiem jedynie, że gdy w okolicy stawiają letnikowi płot, budują ganek, kryją dach - robią to zwykle ci gospodarze, którzy i sobie stawiają nowe domy, kupują traktory, samochody. Sąsiad rolnik powiedział: "Wezmę każdą pracę, bo muszę mieć na wykończenie piętra przed zimą". To już zamożny gospodarz, a będzie jeszcze bardziej zamożny. I tak bogaci stają się bogatsi, a biedni - biedniejsi.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp