W ciągu 1800 lat (tyle upłynęło od erupcji Wezuwiusza do podjęcia fachowych wykopalisk) popioły wyrzucone przez wulkan na Pompeje, Stabie i Herculanum stwardniały, natomiast ciała przysypanych ludzi praktycznie ulotniły się, pozostawiając puste przestrzenie. Archeologowie wypełnili ich część ciekłym gipsem - i tak powstały dość dokładne odlewy ofiar katastrofy z 24 czerwca 79 r. - mężczyzn, kobiet, dzieci, na ulicach, na podwórzach, w domach, których dachy zawaliły się pod sześciometrową warstwą popiołów. Można rozpoznać ich płeć, w co byli ubrani, zobaczyć, jakie przybrali pozy w chwili śmierci. Czasem zachowały się fałdy sukien. To wyjątkowe w archeologii zjawisko stało się sławne. Widok przygniecionych do ziemi sylwetek jest zawsze dla zwiedzających Pompeje przeżyciem, które wykracza poza turystyczne doznania. Jedną z par udało się na przykład zidentyfikować jako kobietę w ciąży i mężczyznę, który osłania sobą jej twarz. Tak zachował się czyjś gest miłości sprzed blisko 2000 lat. Ci ludzie nie wyszli z miasta, nad którym przez wiele godzin unosiła się, zanim spadła, chmura popiołów (według Pliniusza Młodszego, naocznego świadka, przypominała ogromną pinię), bo nie docenili zagrożenia. Większość mieszkańców ewakuowała się jednak w porę. Nie mogli zrobić tego gladiatorzy (przynajmniej kilku, pewnie kilkunastu) skuwani w koszarach - właśnie żeby nie uciekli czy też (co się zdarzało) nie popełnili samobójstwa. Ich gipsowe sylwetki w łańcuchach pół siedzą, pół leżą pod ścianami - jako pomnik żądzy mocnej rozrywki.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp