Byłem jednym ze 145
Do dziś się sobie dziwię, że dałem się namówić na start. Pani instruktor w Gymnasionie zachęcała gorąco, uległem. Byłem jednym z ostatnich zgłoszonych, przypadła mi więc psia wachta już po godz. 24. To dla mnie akurat świetna pora, tuż po skończeniu przygotowywania "Gazety". To przeważyło. I cieszę się bardzo, bo te 10 min. na ergometrze dostarczyło mi dużo więcej frajdy, niż mogłem się spodziewać. Dlaczego? Może to, że byłem jednym ze 145-osobowej drużyny, która ustanowiła rekord świata. Kurczę, nie każdy przecież był rekordzistą. Ja wcześniej nie. A dziś 2690 metrów z tych ponad 330 km jest moje. I jak to mówią sportowcy, uczciwie mogę powiedzieć: "dałem z siebie wszystko". W nagrodę za to mogę się też chwalić, że startowałem w jednej drużynie z mistrzem olimpijskim. I choć Jacek Wszoła o tym nie wie i się nie dowie, ja na pewno nie zapomnę. Ale najważniejsze, że po raz kolejny uświadomiłem sobie, że wystarczy trochę pozytywnej energii i fantazja, by kilkaset osób miało dobrą zabawę.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.