Uczesany bywa człowiek, wyczesany - w żargonie hodowców - pies lub kot. Ale w nowej polszczyźnie wyczesana może być nawet rzecz. Na forum "Gazety" deotyma23 pisze: "Mój syn tak mówi, np. >>ale miał gościu wyczesane spodnie (lub rower)<<. W tym wypadku myślę, że chodzi o tzw. fajne spodnie lub rower - ale może się mylę?". Otóż ufam, że deotyma23 się nie myli, bo mam nadzieję, że sam mam wyczesany rower. "Wyczesany", czyli "wyjątkowy", "świetny". W odniesieniu do człowieka: "fajny", "nie w ciemię bity". Nie mylić ze "sczesany", co znaczy "zdobyty" (bywa, że w niezbyt legalny sposób). Najczęściej, oprócz włosów, "czesze się" kasę, czyli pieniądze. O tym znaczeniu w "Prywatnym leksykonie współczesnej polszczyzny" pisali już B. Magierowa i A. Kroh, powołując się choćby na przykład z krakowskiego "Dziennika Polskiego": "Wokaliście Perfectu nazwisko byłego lidera przeszło przez gardło sprawnie, choć ten ostatni zarzucił kolegom czesanie kasy na siłę". "Czesać" stało się prawdziwym słowem-wytrychem. Słyszałem już o wyczesanym telefonie, blogu, programie. Coś najbardziej niesamowitego, rewelacyjnego bywało dotąd - dość wulgarnie mówiąc - "wyj... w kosmos". A teraz zdarza mi się słyszeć "wyczesane w kosmos" - i od razu lepiej. Popularny jest też zwrot "wyczesany po konkrecie", czyli również baaardzo wyjątkowy. Jest jeszcze jeden przykład powyższych związków: "naczesany". "Naczesać się" to tyle co odurzyć - rzadko alkoholem, częściej marihuaną i podobnymi używkami. A kto się naczesze, jest - w konsekwencji - "sczesany". Jak w relacji jednego z imprezowiczów po całonocnym tańcu na imprezie techno: "sczesany zostałem po konkrecie". Nie potrafię sobie odmówić w tym miejscu przypomnienia malowniczego dowcipu: Dwie wrony siedzą na drzewie i palą jointy, a pod drzewem skacze żaba. "Chodź tu, żaba, mamy niezły towar, strasznie czesze!". Żaba znanym tylko sobie sposobem wdrapuje się na drzewo i częstuje się. "Eee tam, wcale nie czesze" - mówi. "No to wskakuj do stawiku, nabierz powietrza i na bezdechu przepłyń tam i z powrotem, a zobaczysz, jak cię sczesze" - odpowiadają wrony. Żaba wciąga powietrze i rusza. Płynie na drugą stronę stawu, gdzie widzi hipopotama. "Cześć" - mówi. "Chcesz, to płyń na drugi brzeg - tam siedzą wrony i coś palą: strasznie czesze!". Hipopotam płynie. Z daleka widzą go wrony i mało nie spadną z gałęzi: "Te, żaba! Wypuszczaj!". Morał oczywisty, gdyby ktoś pytał: nie palić jointów. A sam dowcip, stanowczo, wyczesany w kosmos. Po konkrecie.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp