Trudna sprawa z zespołem Hariasen. Z jednej strony podziemna przeszłość, odważne manifesty stylistyczne, powoływanie się na wzory, których prócz chorzowskich muzyków w Polsce nie zna prawie nikt (ich ulubiona grupa to amerykański Sunny Day Real Estate). Z drugiej kiczowaty, pop-gotycki image (makijaż, malowane na czarno paznokcie), który spodobać się może bardziej nastoletnim fankom Tokio Hotel niż ortodoksyjnym fanom emo, do którego swój zespół zaliczają sami muzycy. Pierwsza, właśnie wydana płyta "Nesairah" nie rozwiewa wątpliwości. Raczej tworzy nowe.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp