W ZIMOWĄ SZARÓWKĘ ZACHCIAŁO MI SIĘ WIĘCEJ ŚWIATŁA. Nie mogłam sobie pozwolić na dłuższy wyjazd, postanowiłam wyskoczyć gdzieś na kilka, kilkanaście dni. Nie miałam wielkich wymagań: ma być ciepło, nie za drogo, nie za daleko i bez skomplikowanych procedur - wyrabianych wcześniej wiz, wizyt u lekarza, chorób tropikalnych, najlepiej bez żadnych zbędnych przygotowań. Łatwizna. Sęk w tym, że w zasięgu paru godzin lotu w zasadzie wszędzie już byłam. Odpadły więc Maroko, Kanary, wyspy na Morzu Śródziemnym, a na koniec Bliski Wschód. Wtedy przypomniałam sobie o znalezionym kiedyś artykule o Egipcie. Autor podróżował po jego zachodnim, nieznanym i rzadko odwiedzanym kawałku, zupełnie innym od tego z nadmorskich kurortów. Rozciąga się tam część Sahary zwana Wielką Pustynią Zachodnią. Nicość zajmuje jakieś dwie trzecie terytorium Egiptu, czyli dużo więcej niż dwie Polski. Z północy na południe prowadzi przez nią jedna droga - licząca ok. 800-1000 km w zależności od wariantu Pętla Pustynna. Większość Sahary to wcale nie piaski, tylko żwirowo-kamienna monotonna hamada. Tu jednak można też zobaczyć pustynię taką, jaką chcielibyśmy, żeby była: pomarańczowozłote wydmy, różowe klify, okryte czarnym pyłem góry i nierzeczywiste białe ostańce.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp