Początek tej książki jest inny niż jej koniec i więcej w tym życiowych przypadków niż sprawstwa kierowniczego. Kiedy Pilch zaczął pisać, miało to być opus magnum, a może nawet ultimum, bo powiedział kiedyś, że napisze i umrze. Miała to być wreszcie "cała prawda o chlaniu" - oczywiście cała prawda w granicach Pilchowskiego bajeru. Taka wesoło-smutna opowieść o wiecznych powrotach Jurusia na oddział deliryków doktora Granady i o jego tamtejszych kompanach, o jego beznadziejnych romansach i o literaturze - czyli o tym wszystkim, do czego Pilch nas od lat przyzwyczaił i za co tak go cała Polska kocha. Cha cha cha, jak Pan wesoło umiera! Z jakim niezrównanym poczuciem humoru opisuje Pan swoją marszczącą się wątrobę!

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp