Kowalewski, 45-letni pisarz z Olsztyna, napisał - podobnie jak Turczyński - książkę o przemijaniu, ale nadał jej formę powieści, i to powieści, której akcja dzieje się w 2047 roku. Jedyna rzecz optymistyczna to przekonanie Kowalewskiego, że wtedy do Olsztyna dotrze autostrada. Poza tym wszystko się rozpada: jak domki z kart padają wieżowce z wielkiej płyty, rozsypuje się zjedzony przez nowotwór kręgosłup głównego bohatera, rówieśnika pisarza - 91-letniego Ireneusza. Emerytowani dresiarze z kolczykami w uszach wspominają młodość, używając młodzieżowego języka; potrzeby duchowe tej zestarzałej młodzieży zaspokaja komercyjny Kościół uniwersalistów, który "sprzedaje refleksję religijną na miarę dzisiejszego człowieka". Ostatni ksiądz katolicki odprawia tajne msze w szpitalnej pralni, a że szepleni, to i zamiast "Bóg zapłać" mamy tytuł "Bóg zapłacz". Wątek religijny jest chyba najciekawszy w "przyszłościowej" części książki, spodobał się zresztą bardzo Czesławowi Miłoszowi.

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp