Czy konserwator instrumentów klawiszowych, popularnie stroiciel, może być artystą? Trzeba zapytać o to fortepiany i pianina. Odpowiedzą spod palców muzyka, w oklaskach i wzruszeniach słuchaczy. A tak w ogóle, artystą można być w każdym zawodzie.

Wydarzenie muzyczne z fortepianem w tle wymaga idealnej fuzji talentu pianisty, wartości granego utworu i sprawnego instrumentu, gotowego do wydania z siebie szlachetnego tonu. Ten idealny związek koronuje zrozumienie słuchacza. Za jakością tonu stoi stroiciel. Jest to człowiek z dobrym słuchem, zwykle rozmiłowany w muzyce, często śpiewający lub grający. Najlepiej, gdy łączy wiedzę muzyczną z techniczną. Zbigniew Kępiński, którego ostatnio pożegnaliśmy, był wieloletnim konserwatorem fortepianów w Filharmonii Narodowej. W zawodzie osiągnął doskonałość, zdobył uznanie w środowisku muzycznym.

Urodzony 3 marca 1923 r. w Opolu Lubelskim, w rodzinie Heleny z Beneszów i Karola Kępińskich wychowywał się w środowisku, gdzie muzyka była radością, wyniósł więc z domu umiłowanie piękna. Do 1939 r. zdążył ukończyć trzy klasy gimnazjum. Szesnastolatek, który nie miał w sobie duszy wojownika, stanął w obliczu wojny, zagrożenia. Nie takie były marzenia muzykalnego chłopaka. Nie umiał walczyć, ale ukształtował się jako bezkompromisowy świadomy "właściciel" swoich poglądów politycznych. Człowiek z charakterem. Do końca. Trafił do Warszawy, tu przetrwał lata okupacji. We wrześniu 1945 r. wyruszył do Brzegu n. Odrą, gdzie rozpoczął pracę w fabryce fortepianów. Trwało to trzy lata, wiele się nauczył. W 1948 r. trafił do Legnickiej Fabryki Pianin i Fortepianów, tu powierzono Mu rolę kierowniczą, prowadził dział korekty. Szkolił młodszych.

W 1950 r. jest już w Warszawie. Zatrudnia się na osiem lat w Spółdzielni Pracy Ton jako korektor i majster, żeni się. Wkrótce zostaje ojcem. Nie należy jednak do szczęściarzy w życiu rodzinnym. Żonę stracił w wyniku nieuleczalnej choroby, doczekał też śmierci syna. Nie lubił nigdy mówić o tej bolesnej stronie życia. Szedł dalej, zwyczajnie, po ludzku, z przyklejoną maską pogody ducha. Z czasem weszło Mu to w zwyczaj. Po odejściu ze spółdzielni skorzystał z propozycji Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Ten angaż świadczy o uznaniu dla Jego kompetencji i fachowości. Pracował na rzecz uczelni od 1958 do 1977 r., kiedy to rozpoczął się Jego mariaż z Filharmonią Narodową. To była Jego najważniejsza praca. Lubiany i ceniony służył na Jasnej do 1988 r. Do końca jako ceniony mistrz korektor instrumentów klawiszowych. Tak należy określać ten zawód. W listopadzie 1982 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło się do Filharmonii Narodowej o wyrażenie zgody na to, aby Zbigniew Kępiński jako doskonały korektor dokonał ekspertyzy instrumentów firmy Steinway znajdujących się w polskich placówkach w Hadze i Brukseli. Oczywiście Zbigniew Kępiński jeszcze raz się sprawdził.

Przyszła choroba, nieubłagana, nieuleczalna. Nie dawał za wygraną, nie poddawał się, walczył. Znał uroki życia, doceniał je. Cierpienia... pobyty w szpitalu, coraz mniej sił. Jednak prawie do końca prowadził samochód, dyskutował, przyjmował przyjaciół. Nie było widać tej strasznej, pustoszącej organizm choroby, ani sędziwości 78 lat. Te lata były zapisane w dokumentach tożsamości. Tylko. Odszedł w marcu 2001 r. "Pokazał mu Pan ścieżki jasne i proste, które tak zwyczajnie północe, południa, wschody i zachody łączą w Krainę Spokoju".