Jerzy Bartnik
Pamiętam koncerty Filharmonii Narodowej sprzed lat. Na podium dyrygenckim Witold Rowicki, a tuż przed nim w grupie altówek smukły, z twarzą hiszpańskiego arystokraty, długonogi jak tancerz, z altówką gotową do pierwszego dźwięku, Jerzy Bartnik. Melomani tę sylwetkę dobrze znali i podziwiali tak, jak "inne ozdoby zespołu": Wenię Polachowską, Jankę Chylęczy, Zosię Genger. Na Bartniku frak leżał jak na modelu. Pogodny, kochał życie i artystowskie obyczaje, a muzyka przybliżała Mu kolory i smaki piękna. Artysta musi mieć duszę otwartą na piękno. To ten zachwyt niesie wykonywaną przez niego muzykę na wyżyny doskonałości.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.