- Przez całą noc nikt tu oka nie zmrużył - mówi wyczerpany strażak, który na chwilę przysiadł na wale w Woli Przemykowskiej. Woda zaczęła przesiąkać u podstawy w czwartek wieczorem. Do likwidowania przecieków rzucono dziesiątki ludzi. Właściciele prywatnych ciężarówek krążyli, dowożąc piasek i worki. Z Krakowa udało się sprowadzić oddział blisko osiemdziesięciu komandosów. Miejscowi, zwłaszcza mieszkający najbliżej rzeki, też pracują od wielu godzin. - Stąd widać mój dom - pokazuje ręką gospodarz w średnim wieku i łapiąc kolejny worek piachu, dorzuca. - Musimy zrobić wszystko, żeby się uratować.Milczenie gapiów

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp