SPORT
Od wielu dni piszemy o kłopotach I-ligowego klubu. O tym, dlaczego spółkę dotknęły, pisaliśmy już wielokrotnie. Nie zmieniliśmy w tej sprawie zdania. W sytuacji, gdy Śląsk ginie, to sprawa już jednak drugorzędna, choć na pewno do niej wrócimy. Zastanawia milczenie przedstawicieli miasta. Nikt od władz Wrocławia nie domaga się, żeby spłaciły długi prywatnej instytucji, jaką jest Sportowa Spółka Akcyjna. Nikt normalny nie chce też, żeby pensje zawodnikom zapłacić z kasy miejskiej. Ale może wraz z pomysłem działaczy na grę na Wróblewskiego przyszedł czas na jakąś reakcję. Może ktoś z miasta powinien porozmawiać z przedstawicielami AMW. Może trzeba wymyślić jeszcze coś innego. Także dla rozwiązywania takich problemów wybieramy władzę. Fakt, że piłkarski Śląsk to prywatna firma, nie ma tu znaczenia. Dopóki mecze Śląska są imprezami publicznymi, na które jest zapotrzebowanie, dopóty interesować się nimi powinni ludzie z ratusza. Bo sport może być ważnym elementem promocji Wrocławia. Czy to przy staraniach o Expo, czy też przy promocji innych przedsięwzięć. Naprawdę lepiej mieć w mieście I ligę, niż jej nie mieć.
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.