W jego życiorysie najciekawsze jest to, co by się z nim stało, gdyby przeżył wojnę. Śmierć Baczyńskiego w czwartym dniu powstania warszawskiego zbudowała jego legendę cudownego dziecka polskiej poezji, a jednocześnie dojrzałego już poety o potencjale wręcz noblowskim. Śmierć uzdolnionego dwudziestotrzylatka daje prawo do spekulacji, czy gdyby przeżył, w wieku dojrzałym mógłby stać się poetą o pozycji - dajmy na to - Miłosza? Jak by się w sytuacji powojennej odnalazł? Wybrałby wzniosłe milczenie czy poszedłby na jakieś układy z reżimem? Czy dopiero po 1956 r. jego poezja mogłaby oficjalnie rozkwitnąć, czy też wcześniej zginąłby w ubeckiej katowni? Tak spekulować można o całym pokoleniu, o Gajcym i Trzebińskim także. Nie wiemy tego wszystkiego i wiedzieć nie będziemy, zgadywać zawsze możemy, tym bardziej że jest druga strona tych spekulacji: czy to, że jego poezję w kanonie literackim celebrujemy, nie jest nade wszystko zasługą jego młodzieńczej śmierci w najbardziej rozpaczliwym polskim zrywie zbrojnym?

To tylko fragment artykułu. Aby czytać dalej, kup dostęp poniżej.

4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.

Kup dostęp