Jak przeżyć za 10 złotych dziennie
Paulinę, 31-latkę pracującą w korporacji w Mordorze na Domaniewskiej, znam jeszcze ze studiów. Aktywna, lubi chodzić po górach, jeździ na wakacje za granicę. Czasem, gdy najdzie ją ochota, eksperymentuje też w kuchni. Mleczko kokosowe, sos teriyaki, liście kozieradki to jedynie przykłady produktów, jakie ostatnio kupiła w sklepie ze zdrową żywnością. Jak mówi, to drogie hobby, bo nawet żeby zrobić zwykłą sałatkę z pomidorami suszonymi, mozzarellą, oliwkami i miksem sałat, trzeba wydać około 15 zł. Paulina nie chce jednak oszczędzać na jedzeniu, bo to ma już za sobą. Pod koniec studiów, gdy wyprowadziła się od rodziców i zaczęła żyć na własny rachunek, miała na utrzymanie 1000 zł miesięcznie. Tyle zdołała zarobić na pół etatu jako asystentka w prywatnej firmie. Po odjęciu wydatków na wynajem pokoju (ok. 600-700 zł) i karty miejskiej (50 zł) na jedzenie zostawało jej mniej niż 10 zł na dzień. Jak udawało jej się za to przeżyć?
4 miliony tekstów od 1989 roku.
Zyskaj dostęp do archiwalnych treści "Gazety Wyborczej".
Znajdź historie, których szukasz.