Południe Ukrainy pod wodą
W czwartek Wołodymyr Zełenski odwiedził Chersoń, zalany po zniszczeniu we wtorek tamy Nowa Kachowka. Ukraiński prezydent omówił ewakuację i pomoc, podziękował służbom ratowniczym. Oskarżył też Rosjan, że strzelają do ratowników próbujących dotrzeć do zalanych obszarów znajdujących się pod rosyjską kontrolą.
- Bardzo trudno jest wydostać ludzi z okupowanej części obwodu chersońskiego - powiedział Zełenski w wywiadzie dla niemieckiego "Bilda". - Kiedy nasze siły próbują, okupanci strzelają do nich z dystansu. Zginęli ludzie, zwierzęta. Z dachów zalanych domów widać unoszących się topielców, również po drugiej stronie. Wszystkie konsekwencje będziemy mogli zobaczyć dopiero za kilka dni, kiedy woda trochę opadnie.
Zachodni brzeg Dniepru kontrolują Ukraińcy, a Rosjanie wschodni, który jest niższy - i dlatego po ich stronie zniszczenia są największe. Niemal całkowicie zatopione zostało miasto Aleszki. W środę wieczorem pojawiły się informacje o pierwszych ofiarach śmiertelnych w tym mieście.
Rosja i Ukraina obwiniają się wzajemnie o wysadzenie zapory, ale nie dostarczają konkretnych dowodów. Tama była okupowana przez Rosję.
Ukraina: Gdzie są ONZ i Czerwony Krzyż?
W przemówieniu wygłoszonym w środę wieczorem Zełenski powiedział, że nie można przewidzieć, ile osób zginie w okupowanych przez Rosję częściach Chersonia z powodu powodzi. Wezwał świat do "jasnej i szybkiej reakcji" w celu wsparcia ofiar. Ostro skrytykował także ONZ i Czerwony Krzyż, które, jak powiedział, nie pomagają w akcji niesienia pomocy.
- Nasze służby wojskowe i specjalne ratują ludzi na tyle, na ile to możliwe, pomimo ostrzału. Potrzebne są jednak działania na dużą skalę - powiedział. - Potrzebujemy organizacji międzynarodowych, takich jak Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, aby natychmiast włączyły się do akcji ratunkowej i pomogły ludziom w okupowanej części obwodu chersońskiego.
Ukraina ocenia, że w strefie katastrofy znalazło się ok. 40 tys. osób, w tym prawie połowa na terenach przez nią kontrolowanych. Ukraińskie MSW poinformowało, że ewakuowano dotąd blisko 2 tys. osób.
Według Ołeksandra Prokudina, szefa administracji wojskowej Chersonia, w sumie co najmniej 600 km kw. zostało zalanych. Wody powodziowe podniosły się do średniego poziomu 5,61 m. - Spodziewamy się, że woda zatrzyma się przez kolejny dzień, a następnie będzie stopniowo opadać przez kolejne pięć dni - powiedział Prokudin.
Długa lista obaw
Władze w Kijowie wszczęły dochodzenie w sprawie zniszczenia zapory jako zbrodni wojennej i możliwego "ekobójstwa", czyli przestępczego zniszczenia środowiska - poinformowała w środę prokuratura. Zełenski określił sytuację jako "ekologiczną bombę masowego rażenia".
Wskutek katastrofy co najmniej 150 ton ropy zostało uwolnionych do rzeki Dniepr i istnieje ryzyko wycieku kolejnych 300 ton. Może to prowadzić do zniknięcia Niżnodnieprowskiego Parku Narodowego, który obejmuje ponad 80 tys. hektarów chronionych terenów.
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) zapowiedziała zwiększenie swojej obecności w elektrowni jądrowej Zaporoże, największej w Europie, w związku z obawami o dostawy wody do chłodzenia reaktorów po zniszczeniu zapory. W przyszłym tygodniu ma się tam pojawić dyrektor MAEA Rafael Grossi.
- Możliwa utrata głównego źródła wody chłodzącej elektrowni dodatkowo komplikuje i tak już niezwykle trudną i wymagającą sytuację bezpieczeństwa jądrowego - powiedział Grossi.
Rosja zdobyła tę elektrownię w marcu ubiegłego roku i odtąd sprawuje nad nią kontrolę, choć nadal pracują tam głównie Ukraińcy. Przez całą wojnę MAEA, zaniepokojona powtarzającym się ostrzałem w pobliżu obiektu, ostrzegała przed katastrofą nuklearną. Jest jeszcze inne zagrożenie wywołane powodzią. Czerwony Krzyż ostrzegł przed minami z drugiej wojny wypłukanymi z ziemi, które "mogą stanowić poważne zagrożenie dla ludności cywilnej w nadchodzących dziesięcioleciach".