Ssanie w operze
Nagrodę "Polityki" pod nazwą "paszport" w dziedzinie muzyki otrzymał w tym roku reżyser operowych spektakli w warszawskim Teatrze Wielkim Mariusz Treliński. Na własnych łamach tygodnik ogłosił ten werdykt jako paradoks i niespodziankę. W muzyce nie kompozytor lub dyrygent? Nie śpiewaczka lub zespół kameralny? Reżyser, który podobno nie zna nut? Niby dziwne.
Te, artysta, złaź z cokoła
Swego czasu przez łamy polskich dzienników i czasopism przeszła fala publikacji udowadniających ostateczną śmierć warstwy inteligencji i warstewki intelektualistów jako zbędnego kurzu na odzieniu nowoczesnego, kapitalistycznymi, ergo zdrowymi prawami rządzącego się społeczeństwa. W ostatnich tygodniach żelazna ręka wolnego rynku publicystycznych racji sięgnęła po artystów i ludzi nauki, każąc im, jako reliktom niechlubnej przeszłości, zleźć z piedestałów. Czytając teksty na ten temat publikowane przez "Politykę" i "Wprost", tygodniki bądź co bądź wpływowe, boję się. Boję się, że gdy któregoś dnia wyjdę na spacer po mieście, na cokołach nie będzie stał nikt. Wizja architektury z opuszczonymi piedestałami widzi mi się równie upiorna co transmisja z giełdowej sali, w której operacje wykonują maklerzy z urwanymi nad czerwonymi szelkami głowami. Przepraszam maklerów, ich rodziny i bliskich - upiorna bardziej.
Aula dla boksera
Była to bodaj połowa lat 60., gdy do hotelowej windy we wschodnim Berlinie wsiadło wieczorową porą, wraz z kilkorgiem niemieckojęzycznych obywateli, dwóch dżentelmenów. Błyskawicznie zajęli strategiczne miejsce obok pulpitu z guzikami. Należy tu przypomnieć co młodszym czytelnikom, że kiedyś najbardziej nawet nowoczesne windy realizowały zlecenia sukcesywnie: nacisnąłeś siódemkę - pojechałeś na siódme, potem nacisnąłeś trójkę - pojechałeś z siódmego na trzecie, żadnych opcji pośrednich technologia ówczesnego windziarstwa jeszcze nie wymyśliła.
Między życiem i muzeum
Rok stulecia warszawskiej Filharmonii, od niemal półwiecza (1955) Narodowej, minął szczęśliwie, choć z posmakiem niespełnienia, bo podarty w szarpaninie o to, co zostało do wydrapania z dziury budżetowej. Wychowałem się muzycznie m.in. na abonamentowych koncertach filharmonii wojewódzkiej w Bydgoszczy, usadowiony (nieprawnie, bo bilet wskazywał inny rząd i miejsce) w rogu ostatniego rzędu sali, pieszcząc uda mych szkolnych koleżanek i dając się pieścić Czajkowskim, Beethovenem, Rachmaninowem i wieloma innymi brzmiącymi z estrady. To był piękny czas i życzę takiego każdemu dzisiejszemu nastolatkowi, niekoniecznie z muzycznego liceum. Muzyka ze swymi kulminacjami i ukojeniami (chodzi o opozycję akordu dominantowego i tonicznego) w szczególny sposób nadaje się na tło, bodziec i symulację inicjacji seksualnej obojga płci. O tym, że jest najbardziej erotyczna, niejeden z filozofów pisał (patrz choćby Kierkegaard).
Dokąd idziesz?
Z lektury kulturze poświęconych stron w dziennikach i tygodnikach wynika, że u schyłku lata uwagę skupił przede wszystkim wchodzący na ekrany film Jerzego Kawalerowicza "Quo
Ta stara muzyka nowa
Teza o starości muzyki nowej nie jest nowa, bo postawił ją niemal pół wieku temu niejaki Theodor W. Adorno. Na cokolwiek inny jednak sposób niż chciał tego frankfurcki filozof